Impressum / kontakt

Sztaba Krishnamurti i Murti-Bing

 

 
 

W liście do żony z 10 września 19361 roku Witkacy wspomina o trzy lata młodszą od siebie Wandę Dynowską2, teozofkę, masonkę, poetkę, działaczkę społeczną – osobę wybitną, wyjątkową.
W Polskim Towarzystwie Teozoficznym zajmowała bardzo ważną pozycję – to ona pojechała do Paryża w 1919 roku, by uzyskać zgodę na utworzenie Polskiego Towarzystwa Teozoficznego i w 1923 została jego sekretarzem generalnym. Wygłaszała odczyty, zajmowała się wydawnictwami towarzystwa, publikowała własne prace
i tłumaczenia, także teksty jej bliskiego duchowo hinduskiego filozofa Jiddu Krishnamurti. W 1935 roku wyjechała na kongres teozoficzny do Indii i pozostała tam na stałe zmieniając nazwisko na Dynowska-Umadevi.
W Indiach była bliską współpracownicą Ghandiego a Dalaj Lama nazwał ją swoją polską matką.
Jej najważniejszym dziełem literacko-wydawniczym powstałym w Indiach jest sześcio-tomowa Antologia Indyjska.

Z listu wynika, że Dynowska i Witkacy znali się, ale jaka to była znajomość? Kiedy pisał list, Dynowskiej nie było już od roku w kraju. Wyjechała po śmierci Piłsudskiego, którego bardzo ceniła, jak większość polskich teozofów. Przed wyjazdem poszła zobaczyć Kopiec Piłsudskiego w Krakowie, a potem jesienią była w Tatrach, może w Zakopanem spotkała się z Witkacym.

W dzieciństwie i młodości oboje uczyli się w rodzinnych domach. Nauczycielem Stasia w latach 1899-1903 był Mieczysław Limanowski, z którym Dynowska zaręczyła się w 1910 roku (po 10 miesiącach zerwała zaręczyny). Wspólnym znajomym był Tadeusz Miciński, częsty gość tak w majątku Dynowskich w Inflantach Polskich, jak i u Witkiewiczów w Zakopanem. Dynowską fascynować mógły ezoteryczne poglądy Micińskiego, Witkacego – szalona, artystyczna wizja poety. Oboje zainteresował albo utwierdził w zajęciu się filozofią indyjską: młody Witkacy znał ją również z lektury najważniejszego dla niego wówczas filozofa – Schopenhauera, Dynowska zaś obok Bibli i Koranu czytała Bhagavad Gita. Wątek indyjski w życiu i twórczości obojga miał odegrać istotną rolę. Dla Dynowskiej Indie stały się nową ojczyzną, dla Witkacego indyjska filozofia częścią jego duchowej ojczyzny. Jan Tuczyński w książce Motywy indyjskie w literaturze polskiej poświęca cały rozdział na wykazanie związków twórczości Witkacego z indyjską filozofią, który kończy takim zdaniem o Pożegnaniu jesieni: „Wreszcie opis śmierci Atanazego zaświadcza jak głębokim znawcą wedanty był Witkacy. Oto powrót do jedności (...)“3

Ona – zaangażowana w teozofię, masonerię, w rytuały, wyznawczyni Krishnamurtiego, żyjąca pośród ludzi ideą powszechnego braterstwa i myślą o „budzeniu nowej, wyższej świadomości w człowieku”4 odkrywającej, dotykającej prawdy nie poprzez rozum, lecz bezpośrednio, tak jak kochamy czy zachwycamy się przyrodą.
On – rozczarowany do swych bliźnich, nie szukający dla człowieka jakiejś wyższej świadomości,
ale broniący tej po prostu wspaniałej i jedynie dostępnej, danej i tak marnowanej, w samotności odnajdujący siebie tylko na krótkie chwile intensywnego przeżycia pośród ciągłego zwątpienia i niepokoju. I tak do końca życia: Dynowska-Umadevi umarła w klasztorze w Indiach, odmawiając przyjmowania leków, do końca medytując, – Witkacy zginął z własnej ręki w poczuciu przepowiadanej katastrofy, która właśnie oto nastąpiła.

Witkacemu obca była „zorganizowana” wiara, podobnie jak odrzucał kierunki w sztuce, głoszące recepty na artystyczne zbawienie i sukces. Kiedy mowa o grupowym przeżywaniu istnienia, wtedy śmieje się, szydzi, ironizuje. Jest nieprzyjemnie zaskoczony, kiedy dowiaduje się o poza-filozoficznych zainteresowaniach swego filozoficznego guru, Hansa Corneliusa: pisze do żony po przyjeździe korespondencyjnego przyjaciela do Polski: „on uznaje okultyzm. Klęska dla mnie (nie mów nikomu o tym)5”!
Czy Murti-Bing z Nienasycenia, i jego uszczęśliwiające pigułki, nie kojarzą się trochę z imieniem słynnego Jiddu Krishnamurti, którego uważano za inkarnację Wielkiego Nauczyciela Swiata, osoby tak istotnej dla Wandy Dynowskiej?

10 września 1936 roku był dla Witkacego „dniem piwnym”, wypił 6 butelek ulubionego trunku z zapasu 25 nadesłanych z Tyskich Browarów Książęcych przez Adama Ehrenberga. Wprawiony przez alkohol
w nastrójn sprzyjający artystycznej pracy wykonał z łatwością portret za dumpingową cenę 47 złotych
i 89 groszy (pewnie za 50 i z odliczeniem kosztów własnych: papieru i kredek za 2 złote i 11 groszy).
List, jak to zwykle w korespondencji Witkacego, jest gęsty od informacji w telegraficznym skrócie –
o garderobie i leczonych właśnie uszach, o planowanym odczycie w Warszawie, o chińskiej herbacie posłanej znajomemu, o propozycji zagrania w filmie i o tym, co z nią zrobić. A w samym środku, po niezapowiedzianym okrzyku: Jak będę umierał, będę krzyczał: „o, co za organizacja ginie!'”, równie niespodziewane przywołanie słów Wandy Dynowskiej: Wiesz, że Wanda Dynowska powiedziała: „Witkiewicz nie istnieje – to jest tylko doskonale skonstruowany automat”. Może to i prawda. Reszta listu dotyczy tego, co „poza tym”.

Czy poczuł się urażony? Czy doskonale skonstruowany automat skojarzył z doskonałą organizacją swej osoby? Są wprawdzie ludzie, dla których, wydaje się, organizacja życia to treść ich istnienia. Organizacja w wypadku Witkacego to jednak nie działanie automatu, a raczej próba utrzymania w ryzach grożącego chaosu. Organizacja jest członem kolejnej antynomii w witkacowskim „systemie” Istnienia Poszczególnego; jej drugim członem jest grożący rozpad, trzymany w szachu myślą, ideą, wizją, dyscypliną, Regulaminem, który, jak poznajemy z listu, to w praktyce tylko zbiór pobożnych życzeń. Ale bez organizacji byłoby jeszcze gorzej. Nie – to nie o organizacji myślał. I nie o organizację życia chodziło pewnie Dynowskiej, kiedy przyrównała Witkacego do automatu.

Najpewniej miała na myśli formę, w której Witkacy jawił się znajomym i przygodnym obserwatorom jako aktor w teatrze życia – ekstrawagancko ubrany i zachowujący się prowokująco, nieobliczalny, niebezpieczny dla otoczenia, obrażający, wyśmiewający … błazen, komik, clown … śmieszny, ale, jak uważało wielu: pusty, naczynie bez treści, „wariat z Krupówek”, niepoważna postać. Ktoś, kogo nie ma, kto poza ciągłą pozą nie istnieje -grafoman i psychopata, który chce zbić majątek na eksponowaniu swojej choroby”.6

Wedle znanej definicji komizmu Henri Bergsona (Le rire, 1900) śmieszne jest to, co automatyczne, co się powtarza, co przedstawia umaszynownienie człowieka. „ komiczny będzie każdy ciąg czynów i zdarzeń, który narzuci nam iluzję życia, a zarazem wyraźne poczucie mechanicznego układu.”7 i dalej: „ nic tak nie jest tak istotnie śmieszne jak to, co automatycznie zostało dokonane”8. Jest to leitmotiv całej książki. Człowiek skojarzony z maszyną, z automatem, jest komiczny.
Rozpoznanie istoty komizmu przez Bergsona idzie oczywiście dalej: nasz śmiech nie jest bezinteresowny – śmiejąc się z uprzedmiotowionego człowieka, mechanicznego, automatu-kukły, śmiejemy się dla własnej obrony, dla oczyszczenia, wobec groźby, że sami staniemy się pustymi automatami, maszynami.
Jeśli śmiejemy się z człowieka-maszyny, to znaczy, że jeszcze postrzegamy, odczuwamy siebie jako ludzi,
więc nie jesteśmy jeszcze nieczułymi rzeczami.

Bez kontekstu Bergsonowskiej definicji komizmu i bez obrazu groteskowych inscenizacji Witkacego w życiu trudno byłoby dociec, o co Dynowskiej chodziło w porównaniu z doskonale skonstruowanym automatem.
A rachunek wydaje się teraz prosty: Witkacy jest jak aktor, który utożsamia się ze swoją błazeńską rolą, przemienia w odgrywaną postać, jego własna osobowość przestaje istnieć. Jest to rola komiczna, pełna groteskowych min, grymasów, dowcipów, sztuczek. A błazen, z którego się śmiejemy, jest przecież śmieszny przez to, że jest hybrydą, człowiekiem-maszyną.
Witkacy jako pusty automat do rozśmieszania – to ostra ocena, nawet, jeśli wypowiedziana w afekcie,
w odwecie za pigułki Murti-Bunga.

Dynowska nie dostrzegła (a nie mogła, skoro inny Witkiewicz dla niej nie istniał), że i dla Bergsona i Witkacego i wielu innych artystów (E.T.A. Hoffmann był jednym z pierwszych) automat był figurą społecznej krytyki. Dla Witkacego największym zagrożeniem dla Istnienia Poszczególnego jest zautomatyzowanie człowieka –
bo wtedy świadomość zanika, na placu pozostaje tylko uległa, bezduszna maszyna. Wizja społeczeństwa automatów to horror Witkacego. Więc kiedy przyznaje Dynowskiej rację, że może to prawda, że jest automatem to jest to niesłychaną, dotkliwie odczuwaną sprzecznością, której sprostać może tylko wyższy stopień ironii. Jak przyznać się do porażki zachowując twarz? Bo jest to porażka, jeśli ktoś, wydaje się myślący podobnie, ocenia cię zupełnie na odwrót …

Dwóch mistrzów zen siedzi przy herbacie. Jeden mówi – „Oto w tej czarce herbaty obecne jest Wszystko”.
Na to drugi przewraca czarkę, herbata się wylewa. „A teraz gdzie jest to Wszystko?” - pyta.
To jakby spotkanie Witkacego i Dynowskiej. Niestety nie nastąpiła w nim część druga:
Mistrz, którego czarka została przewrócona, mówi na to po prostu: „Szkoda dobrej herbaty.” I obaj się śmieją.

Wojciech Sztaba, marzec 2013


1 Stanisław Ignacy Witkiewicz, Listy do żony (1936-1939), przygotowała do druku Anna Micińska, opracował i przypisami opatrzył Janusz Degler, Warszawa 2012, s. 73-74, oraz przypis 4, s. 345-346

2 Informacje o Wandzie Dynowskiej-Umadevi:
Kazimierz Tokarski: O Wandzie Dynowskiej-Umadevi
http://www.jkrishnamurti.republika.pl/rozne.dynowska.bio.htm,

3 Jan Tuczyński, Motywy indyjskie w literaturze polskiej, Warszawa 1981, s. 186-192

4 Kazimierz Tokarski: O Wandzie Dynowskiej-Umadevi, j.w., s. 7

5 Listy do żony, jw., s. 179

6 Wspomnienia Stanisława Hadyny ze spotkania Irzykowskiego z Witkacym podczas odczytu w Wiśle: Z sercem na dłoni.
w
: Szelest mijanego czasu, Cieszyn 1989, s. 13


Odpowiednie uzupełnienie stanowi fragment wierszyka Witkacego z maja 1929 roku:
Zmahatmiały Witkac wsiadł
W wagon 3-ciej Klasy
Do Warsiawy nagle wpadł
Robić swe figlasy.

w: wistość tych rzeczy jest nie z świata tego. Stanisława Ignacego Witkiewicza wiersze i rysunki. Wybrały i do druku podały Anna Micińska i Urszula Kenar, Kraków 1977, s. 94


7 Henri Bergson, Śmiech. Esej o komizmie (1900), Kraków 1977 , s. 108

8 jw., s. 180


zob. też: Tomasz Pawlak, na marginesie