Impressum / kontakt

Wojciech Sztaba "Jakiejś dziury nie mogliśmy zapełnić"...

 

   
 

Ten pastelowy portret z lipca 1930 jest jak streszczenie wieloletniej przyjaźni, jej wzlotów i upadków1. Dwaj protagoniści historii opowiedzianej w jednym obrazie to portrecista Stanisław Ignacy Witkiewicz oraz model, Bronisław Malinowski, przyjaciel z lat młodości, etnolog, autor głośnych w świecie prac naukowych, od 1927 profesor antropologii na London School of Economics, który w dramatycznych miesiącach 1914 roku po samobójczej śmierci narzeczonej Witkiewicza, starał się wydobyć go z głębokiej depresji. Po rozstaniu w niezgodzie w Australii przyjaciele zobaczyli się dopiero po ośmiu latach w Zakopanem w sierpniu 1922 roku, kiedy Malinowski starał się o katedrę etnologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Drugie spotkanie, znowu po ośmiu latach, także w Zakopanem, trwało nie dłużej, jak tydzień. Został po nim portret, z którego Witkacy był zadowolony, Malinower udał się, pisał do żony.

Trudna, skomplikowana przyjaźń. O spotkaniu w lipcu 1930 dowiadujemy się ze skąpych wzmianek w listach do żony2. Cieszy się na zobaczenie z przyjacielem, ale potem uważa, że jest dziwaczny i anglykowaty do kości, że żyje przeszłością. Na pewno życzy mu jak najlepiej, nie jestem zazdrosny o Twoją sławę i powodzenie3, napisze parę lat później. Ale może był zazdrosny o innych, o to, że Malinowski obmawia go przed nieżyczliwym mu Chwistkiem, który kłamie i szkodzi4. Przypominają się znane z 622 upadków Bunga młodzieńcze czasy intryg i "komponowania życia", złośliwości, plotek, małych i większych afer. I teraz wspomina w listach o nowych intrygach podczas odwiedzin znakomitego gościa.

Korespondencja, jaką prowadzą, sprawia wrażenie wymuszonej i w dużej mierze jest jednostronna5. Z listów Witkacego wynika, że to raczej on miał ochotę na wymianę przyjacielskich kontaktów: Chciałbym utrzymać kontakt między nami, abyśmy w razie spotkania, nie byli dla siebie zbyt obcy. Malinowski zachowuje dystans, rzadko odpowiada na listy, aż wreszcie zniecierpliwiony Witkiewicz w maju 1937 zrywa przyjaźń (na pewien czas), do czego mogła przyczynić się dedykacja polskiego wydania Życia seksualnego dzikich.

Pierwsze, angielskie wydanie z 1927 roku, Sex and Repression in Savage Society, Malinowski zadedykował Paulowi Khunerowi, fabrykantowi tłuszczy z Wiednia i mecenasowi sztuki, którego poznał w tropikach: To my friend Paul Khuner, New Guinea, 1914, Australia, 1918, South Tirol, 1922. Niemieckie wydanie z roku 1929 6, Das Geschlechtsleben der Wilden in Nordwest-Melanesien, zadedykował Witkacemu. Meinem Jugendfreund Stanisław Ignacy Witkiewicz widme ich diese deutsche Ausgabe meines Buches. Ucieszony Witkiewicz napisał o tym zaraz do żony po otrzymaniu książki w lipcu 1930, parę dni przed spotkaniem z Broniem.

Natomiast wydanie polskie zadedykował Tadeuszowi Szymberskiemu, Tymbeuszowi z 622 upadków Bunga, ich wspólnemu przyjacielowi z lat młodości: Tadeuszowi Szymberskiemu, natchnionemu Twórcy "Atessy" i "Sądów" to polskie wydanie poświęca autor. Dedykację uzupełnił w przedmowie do tegoż wydania (pisaną w maju 1937), chwaląc talent literacki Szymberskiego, którego dzieła nie doczekały się jeszcze takiego uznania, jakim niewątpliwie obdarzą je następne pokolenia. Wytrącony wojną z normalnego toru pracy twórczej, dziś zmuszony jest zarabiać w warunkach bardzo utrudniających Mu tę działalność artystyczną. Niech ta dedykacja będzie słabym wyrazem uznania i podzięki za to, co ja osobiście, grono jego najbliższych przyjaciół oraz całe społeczeństwo Mu zawdzięcza7. Szymberski był z pewnością ważną osobą w tym czasie dla Malinowskiego i dedykacja była przyjacielskim gestem, pełnym komplementów. Witkacy, równie wytrącony przez wojnę z normalnego toru pracy twórczej i działający w trudnych warunkach, był tym zapisem wyraźnie zirytowany, o czym świadczy zdanie w liście ogłaszającym "wypowiedzenie" przyjaźni (z dołączonym wierszem Do przyjaciół gówniarzy): Nie myślisz, że ogłaszając naszego starego Tymbeusza geniuszem przyszłości, możesz skompromitować Swój autorytet w opinii przyszłych generacji [?]8 i podpisuje: Niezupełnie Twój dawny przyjaciel.

Parę miesięcy później, we wrześniu 1937, Malinowski zareagował jednak na list, o czym Witkacy donosi żonie: W odpowiedzi na mój wiersz o o friends = excremental fellows Bronio M[alinowski] napisał kartkę zapowiadającą list. Tego trzeba aż było, żeby poruszyć tego szwerszajsera 9. A więc przyjaźń nie całkiem była zniszczona, choć nie bez uszczerbku. B. mi przykro, że tak jest, ale jakiejś dziury nie mogliśmy zapełnić10, pisze Witkacy do Malinowskiego o nieudanej próbie odnowienia przyjaźni z Tadeuszem Szymberskim w 1936 roku. O takiej dziurze w przyjaźni opowiada też portret Malinowskiego, który Witkacy narysował już sześć lat wcześniej, w 1930 roku.

Portret Malinowskiego na ciemno-czerwonym tle, malinowym dla "Malinowera", jak nazywał przyjaciela, przedstawia popiersie ujęte na wprost, w dużym zbliżeniu, twarz i ramiona wypełniają kadr obrazu. Malinowski, niczym zafrasowany Chrystus (zgnębiony chorobą żony11), pochylony w lewą stronę wspiera głowę na ręce. Prawą dolną stronę obrazu wypełnia nieregularna forma dotykająca twarzy portretowanego. Twarz i ręka modelowane są delikatnie czarną kredką lub węglem, światła podwyższone bielą, usta czerwienią. Tło za głową jest szeroko szrafowane blado-żółtą kredką, forma po prawej stronie - jeszcze szerszymi, żółtymi kreskami. Malinowski patrzy wprost na widza przez okulary, wnikliwie, intensywnie, wrażenie spotęgowane jest przez niepokojącą asymetrię spojrzenia: oko z prawej strony przesłonięte jest częściowo przez refleks światła w szkle okularów, wzrok widza wędruje więc do wyraźnego, ciemnego oka z lewej strony, i - z powrotem.

Forma z prawej strony obrazu wydaje się mieć głównie znaczenie dekoracyjne. Na niektórych portretach Witkacego, szczególnie tych nie-firmowych, pojawiają się takie nieprzedstawiające elementy; w całości obrazu grają rolę części w wielości, równoważą inne formy, dopełniają harmonię kompozycji, podtrzymują, wytwarzają i przekazują dalej napięcia kierunkowe. Taką formę zastosował np. w autoportrecie z 6.4.1930, czy w portrecie Choromańskiego z 6.1.1930. Niewykluczone jednak, że te dekoracyjne kształty mają swoje przedmiotowe odpowiedniki, że mimo abstrakcyjności coś przedstawiają, mają znaczenie nie tylko formalne, ale wyrażają jakiś nie rozszyfrowany dotąd zamiar.

W wypadku portretu Malinowskiego zwraca uwagę przestrzenność zagadkowej formy - z pewnością nieprzypadkowa. Zaczyna się od krawędzi. Witkacy narysował ją iluzjonistycznie naśladując technikę trompe l'oeil dawnych mistrzów, kiedy chcieli osiągnąć wrażenie zaskakującej trójwymiarowości na płaskim obrazie. Krawędź formy na portrecie Malinowskiego skierowana jest w głąb obrazu, widać jej głębię i zmieniający się w perspektywie bieg. Iluzja rozwija się dalej, ogarnia cały obraz, cały portret, który okazuje się być górną warstwą przedstawienia, pod nią znajduje się następna, odsłonięta z prawej strony. Intencja artysty posługującego się iluzjonistyczną techniką jest oczywista: obraz przedstawia portret tak, jak gdyby został namalowany jako fresk na ścianie. Fragment fresku z prawej strony uległ zniszczeniu, odpadł razem z kawałkiem tynku, odsłaniając surowy mur pod spodem.


Rzym, S. Maria Antiqua, św. Andrzej

Zastosowanie przez Witkacego tej dawnej iluzjonistycznej techniki, jest czymś więcej aniżeli cytatem z historii sztuki, wizualną atrakcją, niespodzianką, czy żartem artysty wobec widzów - to sposób opowieści poprzez obraz, przez formę, której napięcie kierunkowe zawiera także napięcie symboliczne12. Większa, najważniejsza część portretu - twarz i ręka - jeszcze się zachowała, ale wiadomo, że proces niszczenia może posunąć się dalej. Wizerunek Bronisława Malinowskiego z 1930 roku jest melancholijną refleksją o trudnej przyjaźni artysty i jego modela, o obawie przed jej przemijaniem, jest jak stary, już uszkodzony fresk, którego część nieodwracalnie zaginęła: jakiejś dziury nie mogliśmy zapełnić...

W "muzeum wyobraźni" Witkacego z pewnością znajdowały się przykłady i trompe l'oeil i uszkodzonych fresków. Mógł je widzieć w kościołach, muzeach, albo na reprodukcjach w książkach czy w czasopismach. Może natknął się na nie już w czasie studiów na ASP w Krakowie, w dostępnym w bibliotece uczelni włoskim piśmie "L'arte", które na początku 1910 roku przedstawiało mocno zniszczone włoskie wczesnośredniowieczne freski13.

sierpień 2018