teatr - miscellanea
-
Dżamper czy dżemper?
Włodzimierz Mirski: W Centralnej Bibliotece Cyfrowej POLONA znajduje się rękopis dramatu Stanisława Ignacego Witkiewicza Matka. Czytałem go z uwagą, porównując z tekstem drukowanym w 3. tomie Dramatów Stanisława Ignacego Witkiewicza (Dzieła zebrane), wydanym w 2004 r. przez Państwowy Instytut Wydawniczy w Warszawie. Na stronie 33 rękopisu jest opis sytuacji, kiedy na scenę wchodzi Cielęciewicz, dyrektor teatru, gdzie Leon miał odczyt i infomuje, że publiczność zdemolowała lokal i są zniszczenia, których koszt trzeba będzie pokryć. Matka mówi:
To nic, panie dyrektorze. Ja zapłacę moimi robótkami. O – właśnie kończę prześliczny dżamper.
S. 96 (6.wiersz od góry).
W książce trafiam na inną pisownię obco brzmiącego słowa (s.195 w.1 od dołu). W języku angielskim słowo jumper czyta się dżamper, a tłumaczy jako rodzaj wełnianego swetra. Tak więc pasuje to do wykonywanej przez Matkę robótki. Stanisław Ignacy Witkiewicz lubił pisać wyrazy lub całe zdania z języka obcego fonetycznie lub deformując je wg własnych potrzeb. Sprawdzałem pisownię we wszystkich dostępnych (własnych i bibliotecznych) edycjach Matki. Wszędzie słowo dżamper jest drukowane błędnie, jako dżemper. W nocie wydawniczej do Matki Janusz Degler pisze o zachowanych maszynopisach, z których jeden znajduje się we Wrocławiu, drugi w Szczecinie. Docieram do egzemplarza w Bibliotece Zakładu Narodowego im. Ossolińskich (sygn.12463/II). Na stronie 12-tej, wiersz 14-ty od dołu, napisane jest tak, jak w rękopisie: dżamper. Jadwiga Witkiewiczowa - z autografu męża - bezbłędnie przepisała tekst na maszynie. Dwa wiarygodne źródła, a żaden z wydawców dzieł Witkacego nie ustrzegł się przed pomyłką.
Chciałem wiedzieć też, jak jest w odpisie maszynowym w Książnicy Pomorskiej w Szczecinie. Napisałem i podałem sygnaturę. Poinformowano mnie, że teczka nr 593/II jest pusta. Spytałem profesora Deglera. Otrzymałem mailową odpowiedź, że informację o szczecińskim maszynopisie w Nocie wydawniczej oparł na podstawie zachowanej kartki Anny Micińskiej, którą napisała podczas przepisywania listów Witkacego do Jadwigi w 1979 roku. Nie przypominał sobie, aby maszynopis oglądał. Zawierzył tej notatce. Pytanie, czy ona widziała maszynopis, czy też oglądała tylko okładkę, co może jakoś sugerować notatka? Tego chyba już nie wyjaśnimy. W każdym razie pewne jest, że maszynopis zachował się tylko w Ossollineum, a szczeciński można uważać za zaginiony.
10.11.2013
Janusz Degler: Sprawa nie jest jednak oczywista. W wydaniu "Dramatów" w Bibliotece Narodowej Błoński podobnie jak Puzyna przyjał wersję dżemper, dając odsylacz: dżemper (z ang.) - rodzaj dzianej bluzki wkladanej przez glowę (Wrocław `1974, s. 291), kierujac się zapewne możliwą wymową fonetyczną. Zgodnie z przyjętymi zasadami polskiej transkrypcji slów obcego pochodzenia Puzyna, Błoński i ja za nimi przyjęliśmy obowiazujacą w polszczyźnie wymowę fonetyczną tego słowa. A więc nie jest to żaden błąd! I w następnych wydaniach nie powinno się tego słowa poprawiać!
Lech Sokół: Słowo przyjęlo się w polszczyźnie jako dżemper i tak funkcjonowało w dwudziestoleciu i tak jest dzisiaj. Dżamper odzwierciedla wymowę angielską, ale nie jest poprawne w polszczyznie. Stąd decyzja wydawcy, idąca za słownikami polszczyzny i za słownikiem ortograficznym.
-
Janusz Degler o pierwowzorze Terusia z "Szewców"
Od p. Jacka Proszyka dostałem zdjęcie Terusia - ulubionego psa Kazimiery i Stanisława Albertich, z którymi Witkacy był zaprzyjażniony i odwiedzał ich w Białej Krakowskiej, gdzie Alberti sprawował od 5 stycznia 1931 do września 1939 urząd starosty powiatowego. Dobrze pamiętamy scenę z pierwszego aktu "Szewców", kiedy Księżna przychodzi do warsztatu szewskiego, a jej lokaj Fierdusieńko "trzyma na smyczy foksa, Terusia". Żywo reaguje on zarówno na gwałtowne zachowanie Sajetana, jak i namiętne wyznania Scurvego. Księżna uspokaja go słowami: "Teruś fuj!". A zatem - podobnie jak wiele innych postaci Witkacego - Teruś miał swój autentyczny pierwowzór! Potwierdza to list Witkacego do żony z 3 sierpnia 1933: "Najdroższa Nineczko: T e r u ś, TERUŚ - T = Tatiana, E = Ewa, R = Robert, U = Urszula, Ś = siusiać, jak nazywa psa Alberti. - >Teruś, fuj!< - to ona n a ń tak woła" ("Listy do żony {1932-1935} Warszawa 2010, s. 149). Teraz każdy reżyser "Szewców" powinien uwzględnić, że Teruś to rasowy foksterier, a nie jamnik czy buldog, jak w niektórych inscenizacjach bywało... -
Jan Gondowicz w sprawie muzyki w dramatach Witkacego:
Zajrzałem ostatnio do didaskaliów II aktu "ONYCH". "Muzyka gra cicho, ale bez przerwy, aż do odwołania, a gra mianowicie: cake-walki, maczicze, two- i one-stepy, trEs moutarde, homobocco, »Pożegnanie« Roberta Lee i inne dopingujące utwory." Na tym tle rozgrywa się zagłada sztuki nowoczesnej. Otóż, jak łatwo stwierdzić, nie było kompozytora muzyki popularnej nazwiskiem Robert Lee. Był natomiast tego miana generał. W związku z tym od pierwodruku w tym fragmencie zdania tkwi błąd. Witkacy proponował bowiem niewątpliwie ragtime "Waiting for the Robert E. Lee", mający za bohatera parostatek na Missisipi, nazwany tak na cześć głównodowodzącego armią Południa. (Istnieje też "Sailing on the Robert E. Lee", ale to blues nie do tańca.) Utwór, pospólne dzieło L.Wolfe Gilberta i Lewisa F. Muira (słowa), powstał w r. 1912. Był w repertuarze wielu sławnych jazzmenów, jak Al Jolson czy Eartha Kitt. Także "TrEs Moutarde", a ściślej "Too Much Mustard" to utwór znany, one- lub two-step Cecila Macklina z r. 1911. "Pretty spice" - przeczytałem na płycie. W internecie jest sporo jego archiwalnych nagrań. Można posłuchać, wyobrażając sobie przy tym rąbanie szablą ostatniego Picassa. Słowem - czas rozpocząć witkacologiczną archeologię dźwiękową. I tu z miejsca jawi się problem. Nie sposób znaleźć "homobocco"! W niektórych grafiach wyszukiwarka podsuwa wręcz amoralne propozycje... A że taki utwór istniał, świadczy "Maciej Korbowa i Bellatrix", gdzie w drugiej scenie pierwszego aktu Węborek "gwiżdże cicho 'Homoboco' i zachowuje się nonszalancko i bez dystynkcji. Pije, głośno bulgając wódką w gardle". Coś mi się zdaje, że nowszych kompozycji Witkacy już nie znał. A w ogóle - że to repertuar jego rosyjskich "orgii". Od razu przypomina się gramofon w piwnicy księcia Jusupowa, zasuwający takie kawałki w trakcie morderstwa Rasputina... "Wszystko my mu już dawali, / Nawet i to cyjankali..." Więc może warto odszukać "homobocco"? -
Przemysław Pawlak: Kto zagwiżdże Homoboco? (10.2.14)