Tadeusz Breza
- Notatnik literacki. Szkice, wrażenia teatralne, wspomnienia 1939–1954, Czytelnik, Warszawa 1956 [4 V 1955 oddano do składania, podpisano do druku 23 XI 1955, druk ukończono w styczniu 1956] tu: Psychologia debiutu, pierwodruk w: „Twórczość” 1954, nr 7 s. 128:
"Do tego stopnia żywo, że zawsze podczas wieczorów autorskich, a zwłaszcza po ich zakończeniu, kiedy tak pod ścianą czy pod oknem sterczę i biedzę się z moimi ośmielonymi, mówiąc językiem St. I. Witkiewicza, wahabitami, półświadomie, machinalnie rozwiązuję sobie pewną zagadkę. Z tej młodzieży obdarowanej przeze mnie tym minimum, jakie jej dać mogłem z siebie, to znaczy – autografem, które z nich – pisze?"
- Śmiechy i śluby, pierwodruk w: „Odrodzenie” 1946, nr 27 (7 VII) w rubryce Z teatrów krakowskich s. 168:
"W tej sztuce [Nowej umowie małżeńskiej] po dwu aktach, bardzo paradoksalnych, ale z gruntu dorzecznych, następuje akt trzeci, śmieszny i świetny, lecz wyraźnie już napisany z poduszczenia tego szatana niedorzeczności, któremu począwszy od pewnego wieku zaczął hołdować Shaw. Nie on jeden! Owego szatana wytrwale trzymał się również nasz Witkiewicz. Czyby go kiedy nie zagrać? Jego ostatniej Sonaty Belzebuba albo Szewców. Są tam, akurat tak jak u Shawa, i rzeczy genialne, i rzeczy durne. Ostatecznie, jeżeli już mamy grać narwanego, dlaczego to musi być koniecznie cudzoziemiec?"
- Wariatka z mocną głową, pierwodruk w innej wersji w: „Odrodzenie” 1947, nr 28 s. 183
"La Folle de Chaillot (powiedzielibyśmy Głupia z Chaillot, a Chaillot to dzielnica Paryża) jest sztuką mocno witkiewiczowską. To jakby pomysł Stanisława Ignacego Witkiewicza, pomysł i plan, wykonany w szczegółach piórem Giraudoux. s. 186 Legendarnymi patriarchami trzeciego rodzaju są Jarry (Ubu król) i Apollinaire (Cycki Tyrezjasza), specjaliści od prowokowania i skandalizowania spokojnego widza teatralnego, sztampoburcy w rodzaju naszego Witkacego. Rodzaj ten jednak, który u nas wykazać się może tylko właśnie Witkiewiczem i Tytusem Czyżewskim, we Francji się opierzył, rozplenił i zwyciężył. I jako taki, zgodnie z wieczystymi prawami każdej rewolucji w sztuce, udobruchał się … "
[pierwotnie w 1947 r. brzmiało to tak: "(… Tyrezjasza), burzyciele, prowokatorzy, rewolucjoniści w rodzaju naszego Witkacego. Rodzaj ten jednak, który u nas wykazać się może obecnie tylko jedną parką: Gombrowiczem (Iwona, córka Burgunda) i Świrszczyńską, we Francji…]"
(dodał Przemysław Pawlak)
|
Tadeusz Borowski
Tomasz Pawlak: Tadeusz Drewnowski pisze o środowisku młodzieży literackiej z czasów II wojny światowej:
"Wówczas wybierano przede wszystkim Awangardę: Przybosia, Czechowicza i Gałczyńskiego, katastrofistów i Witkacego - i młodzieńcze utwory często były pisane pod tych autorów. Między wspomnianymi nazwiskami znajdowali się także uwielbiani przez Borowskiego autorzy, którym - jak Gałczyńskiemu i żagarystom - spłacał długi w poezji. Kiedy projektował sztukę, pomysły jego szły w stronę wielkiej groteski a la Witkacy. Sporo zawdzięczał Witkacemu debiut sceniczny Trzebińskiego Aby podnieść różę. Ale wśród kiepsko przygotowanej do samodzielności myślowej młodej inteligencji wpływy Awangardy łatwo obracały się w modę, w snobizm. Do dobrego tonu należało np., jak wspomina Sołtan, snobizowanie się na człowieka, który rozumie genialność Witkacego. Tego Borowski nie lubił. Zapewne bardziej w owych wielbicieli Witkacego czy Irzykowskiego, niż w nich samych, mierzyć miały jadowite fraszki Na Witkacego i Na Irzykowskiego". [Tu przypis 11:] |
|
Na Witkacego
Ten ci miał jaja!
Umiał żyć wśród kurew
i tylko dwa napięcia kierunkowe czuł:
z dołu -- na ukos -- w górę
z góry -- na ukos -- w dół!
Za: T. Drewnowski, Ucieczka z kamiennego świata. O Tadeuszu Borowskim. Wydanie drugie przejrzane i uzupełnione, Warszawa 1977, s. 50-51.
Wspomnienia Tadeusza Sołtana w tomie Z dziejów podziemnego Uniwersytetu Warszawskiego, Iskry, Warszawa 1961. |
Władysław Broniewski
Janusz Degler: Władysław Broniewski ogląda "Pragmatystów" w Elsynorze i czyta "Nowe formy w malarstwie" |
|
Władysław Broniewski w Pamiętniku pod datą 21 stycznia [1922] zanotował: Byłem na „Pragmatystach” Witkiewicza, sztuce napisanej w myśl głoszonej przez niego teorii czystej formy. Ten miche-mache metafizyczny wywiera dość silne wrażenie. Wydaje mi się jednak, że Witkiewicz sam sobie zaprzeczył tą sztuką: symbolizm, ekspresjonizm. Wiem, że Mumia Chińska z „Pragmatystów” jest ową „tajemnicą” pisaną przez duże „T” w książce Witkiewicza, którą czytam od tygodnia. Muszę stwierdzić, ze książka ta poważnie rozświetliła mi w głowie pod niektórymi względami. Przepisze z niej niektóre ustępy, aby je sobie lepiej przyswoić.
Tu następuje kilkanaście obszernych cytatów (strony 397-402) i komentarz autora:
Byłoby tu jeszcze wiele tym podobnych ciekawych cytatów i tak nowych dla mnie przeważnie myśli, ale za dużo i tak już dziś pisałem. Filozoficzne myśli Witkiewicza nosiłem już w sobie dawno niesformułowane; co się tyczy sztuki, to w ostatnich czasach gorączkowo szukałem czegoś, co mogłoby mi służyć jako klucz do klinowego pisma nowej twórczości. W istocie – po przeczytaniu tej książki stwierdziłem, że na wiele rzeczy w sztuce jestem już „zblazowany” i podświadomie szukam owych zgrzytów i dysonansów. Jako najbliżej stojący poezji, w tej dziedzinie przekonałem się o słuszności twierdzeń Witkiewicza: nie można już czytać ani pisać tak, jak się to robiło dawniej. Trzeba coś nowego, odrębnego i silnego, a form nowych wydaje się tak mało – stąd pesymizm Witkiewicza. Teraz dopiero wydaje mi się, że rozumiem ducha twórczości najskrajniejszych futurystów i dadaistów. |
Konstanty Ildefons Gałczyński
Jan Gondowicz: Także Gałczyński ma udział w utrwalaniu pamięci o Witkacym, i to w nader nieprzychylnym okresie: |
|
Straszna ballada o zatopionej szynce
Stoi facet na moście
z szynką pięciokilową,
o balustradę oparł się
i smutno kiwa głową,
jesień idzie i zima,
a facet szynkę trzyma.
Ech, facecie, facecie,
ty przed nami nie udasz,
na nic tu eciepecie,
jesteś guślarz lub dudarz,
znamy twe gry zabojcze,
ty romantyczny ojcze!
Bo patrzcie: Nasz obiektyw
scenę notuje taką:
ten most, woda, sztachety
i ta szynka pod pachą.
szynka, prezent od teścia,
pięć kilo i dwadzieścia.
Nagle, rany koguta!
Ach, co ty robisz, co ty?
Guślarz w żółtych półbutach
szynkę wrzuca do wody,
nawet rybitwy kwilą:
szynka przeszło pięć kilo.
Cóż za głupi patałach
tych przysłów tworzy kosze?
U rzeźnika wisiała,
i zatonęła, proszę;
zatonęła, po krzyku.
Guślarz stoi i płacze.
A księżyc na młodziku
i puchają puchacze;
no bo ktoś musi puchać.
A z szynką co? Na denko
poszła rzeczki wspomnianej,
prawie serce jej pękło
od tej nagłej przemiany:
cztery raki i muszla,
ach, ten przeklęty guślarz!
Nie można żyć na fuksa
lari fari lakuksa.
I teraz, nocą, zawsze,
kiedy wietrzyk dmie w puzon,
szynka wypływa na brzeg
i śpiewa jak Caruso:
"Jestem taka samotna
i mokra, proszę pań!
Ach, ać moja podwodna,
ach dziańdzia moja glań*".
Lecz każdy się naśm-i-wa
z tych szynki łez, a wicher
na pełnię noc nagrywa
jakby na gramopłytę.
Co do mnie, ani w ząb
nie pojmuję tej kpiny,
że: guślarz, wody głąb
i pięć kilo wędliny.
Dla mnie szynka to doping,
myślę o niej z oskomą,
a ten, czemu utopił,
do dzisiaj nie wiadomo.
.............................................
*) Straszne, stuprocentowo bluźniercze przekleństwo szewców, zanotowane przez Witkacego. K. I. G. |
|
|
Jan Gondowicz: Anons o powojennej życzliwości dla Witkacego, jaką wykazał Gałczyński, warto uzupełnić przyczynkiem przedwojennym. Albowiem już w poemku "Wyprzedaż poezji" (tygodnik "Kronika Polski i Świata" 1939 nr 10) obok sprzedawanych z przeceny tomików wierszy zjawia się nagle: |
|
"Attention! Za jedne 15 groszy
literatury chluba!
słynny poemat profesora Witkaca
pt. »Wesoła Belzebuba« czyli:
»Jak mały Amorek
przez worek
wleciał do Tworek w dym«.
Możesz to-to położyć na tualetce,
jednym zdaniem zbulwersować całe Siedlce,
w ogóle najbardziej strapioną osobę
możesz zabawić nim." |
Jan Gondowicz: Istotnie, "Sonata Belzebuba" ukazała się właśnie na łamach "Ateneum" 1938 nr 4 i jako osobna książeczka, której omówienia (w tym pełna szacunku recenzja Pietrzaka w "Prosto z mostu") przypadły na r. 1939. Gałczyński, autentyczny znawca nauk tajemnych, musiał zwrócić uwagę na tytuł i chwalebnie zaliczył dzieło do poezji. Czyżby w poczuciu duchowego pokrewieństwa? Rzekomy cytat, wedle córki poety, pochodzi z jarmarcznego druczku. |
Stanisław Lem
Wojciech Sztaba: Wiele z poglądów i zachowań Sekułowskiego wskazuje, że Lem przy pisaniu "Szpitala Przemienienia" inspirował się postacią Witkacego. Ale poeta jest fikcyjną postacią, jego działania, jego los należą do planu powieści, do zamiaru pisarza.
Zob. W. Sztaba: Rozmowy istotne w "Szpitalu Przemienienia" Stanisława Lema |
Czesław Miłosz
Jan Gondowicz: dwa wiersze Miłosza. Miłosz zrobił nimi Witkiewiczowi nieprzepłaconą przysługę. Za ich sprawą Witkacy stał się sędzią, sumieniem i miarą tego, co w się Polsce stało i miało stać. I dziś trudno je czytać bez dreszczu. |
|
S t . I g n . W i t k i e w i c z
Ogień, piołun i kurz.
Oto stoję w obliczu niepodzielnej rzeczy.
Ogień, piołun i dzika czereśnia
Na płaskim rumowisku nietrwałych państw.
Po raz ostatni wiatr unosi chmurę,
Mówię głośno, co widzę ostatni raz
W bijącym blasku niepodzielnej rzeczy:
Nad niebo, nad krzyk gęsi w rozlewisku rzek
Pająk mały wchodzi po brylancie w górę,
Niżej piołun, pokrzywy i dzika czereśnia
Na sennych polach nieobeszłych państw.
Otom jest zwyciężony,
Ginę zgubą wszelkiego żywego stworzenia.
A jednak wiem, że to mój własny, niczyj więcej los.
Otom jest zwyciężony, odbiega mnie ziemia,
A kruchy kształt pamięci kruszy się jak wosk.
Wszystkie stukoty kołysek, matek śpiewy, gdy dzieci kołyszą,
Wszystkie dyszenia kochanków z oczami nabiegłymi krwią,
Wszystkie śniegi pomarańczowych górskich świtów
Mam jeszcze w sobie. Jeszcze chwilę — są,
Zanim upadnę w otchłań czarnego zenitu.
Oto zwycięża ludzkość, zacięta i płodna,
Która nie pragnąc tajemnicy mnoży się i trwa.
Ja, wbrew jej woli, chciałem sięgnąć do dna,
Chociaż ona ma słuszność — bo t a k tylko
Dosięga się dna.
["Głosy biednych ludzi", 1943-1944] |
|
|
|
T r a k t a t m o r a l n y
(fragment)
Na obcych zresztą bardzo nie licz.
U nas ciekawy jest Witkiewicz.
Umysł drapieżny. Jego książek
Nie czytać — prawie obowiązek.
W ciagu najbliższych stu lat chyba
Nikt w Polsce jego dzieł nie wyda,
Aż ta formacja, co go znała,
Stanie się już niezrozumiała,
I jaka była w nim trucizna
Najlepszy spec się już nie wyzna.
Wiersz mój chce chronić od rozpaczy,
Tej właśnie, jaką miał Witkacy,
Kiedy część prawdy widząc trafnie
Sam w swoje własne wpadł zapadnie
I w owym wrześniu, pełnym żalu,
Potężną dozą weronalu
Śmierć uznał za rzecz tak zaszczytną,
Że to, co zaczął, skończył brzytwą.
[1947] |
Mieczysław Porębski
Wojciech Sztaba: Twórczość Witkacego była częstym tematem prac Mieczysława Porębskiego - nie tylko naukowych: jego postać przewija się także w "Z. po-wieści", po części autobiograficznej, po części zwiedzającej i porządkującej dzieje świata i jego mitów: |
|
23.2.79
Byłem w Rzymie. Nie bardzo chciało mi się jechać, nie czułem się najlepiej, ale pomyślałem, że może to mi być potrzebne. Odczyt o Witkacym z okazji wystawy? No cóż, niech będzie odczyt. Choć wystarczyłoby może - a i należało - o nim mówić samym tylko doborem obrazów, eksponatów, kolejnością, ścianami, całym układem, w czym celują moi muzealni przyjaciele. Ich to przecież zawodowym zadaniem jest zawracać z drogi czas, podtrzymywać dialog z niknącymi pomimo całej konserwatorskiej troski śladami minionej twórczej aktywności. Podtrzymać, po co? Po co właściwie ludzie chodzą na wystawy? Po co ci Włosi? Żeby zobaczyć malarza, o którym niczego nie wiedzą, w którym niczego lub prawie niczego się nie dopatrzą, o którym zaraz potem zapomną? (...)
Publiczności było mało, poza naszą ekipą ze trzy, cztery osoby, na szczęście jednak Nello P. przyprowadził swoje seminarium. Specjaliści przyjść nie bardzo mogli, każdy coś tam miał równocześnie. Zagaiłem, twardo trzymając się założenia, że słuchacze wiedzą, o kim i o czym mówię. Dyskusji nie było. Ratując sytuację ktoś zapytał o poglądy polityczne Witkiewicza. Wyjaśniłem, że nic go to w gruncie rzeczy nie obchodziło. Witkacego interesował zanik uczuć metafizycznych, kryzys cywilizacji, niwelacjonizm jako perspektywa masowego społeczeństwa przyszłości. Polityka też, ale jako mechanizm, groteskowy kontredans odtańcowywany przez żałosnych i pokracznych imitatorów. Toczył z nimi swój sokratyczny dialog i jak Sokrates doprowadził ten dialog do końca. Bo nie zawsze artysta toruje drogę epoce. Nie zawsze może i powinien być w awangardzie. Czasem się zdarza, że musi przejść do ariergardy i zginąć jak Roland. Kto? Nie dosłyszeli. Roland, Orlando. W ronsewalskim wąwozie. E qui serat devant mei en l'ansguarde? zapyta wtedy emperere Carles. Nie każdy bowiem czas jest czasem awangard. I nie zawsze mariaż sztuki i polityki wychodzi jej na dobre. Młodzież słuchała grzecznie i uważnie, ale była chyba raczej zawiedziona.
(s. 429, 431)
HOŁD DLA WITKIEWICZA, kolejna wystawa Rysia S., znakomicie tym razem przygotowana przez Düsseldorf. (…)
Powinienem był powiedzieć i im coś o Witkiewiczu. Po to tu w końcu przyjechałem. Ale co? Że zginął jak Roland albo jak Sokrates? Dobre to dla młodzieży. I też nie za bardzo. Zginął, bo ludzka wytrzymałość ma swoje granice. W przeciwieństwie do ludzkiej przerażonej wyobraźni wyprzedzającej czas. Stąd ta data, 17 września, która stała się dla nas symbolem. Więc może, że Jego teoria Czystej Formy była swego rodzaju kamuflażem, bo należałoby raczej zgodzić się z jego jedynym poważnym przeciwnikiem, Irzykowskim, że treść, temat, motyw to też już przecież najczystsza Forma samoujawnienia się i samookreślenia. I może właśnie dlatego Witkacy przez całe życie rysował, malował, portretował, wprowadzał na scenę i sam grał, ukazywał w swoich powieściach mityczne, bytujące w chaosie czasów pierwszych i ostatnich, p o t w o r y jako formę właśnie samookreślenia już nawet nie siebie samego, ale całej epoki, której sobie, o czym wiedział dobrze, nie wybierał. Jakże jednak mówić o sznurze w domu powieszonego? Pozostawałaby filozofia, w kraju filozofów najbardziej chyba na miejscu. Autora wstępu do katalogu tej wystawy historyka i krytyka sztuki P. trochę jednak poniosło, kiedy nazwał nie aż tak znowu amatorską filozofię Witkacego przestarzałą i pękniętą. Przestarzałą, powiada, bo Witkacy nie potrafił wyplątać się z dziewiętnastowiecznego psychologizmu w stylu wielce przez niego uważanego Corneliusa. A pękniętą, bo nie chcąc popaść, znów po dziewiętnastowiecznemu, w solipsyzm, budujący świat z własnych podmiotowych tylko, nie wiadomo skąd się biorących treści, zakładał monadologiczny pluralizm obdarzonych czuciem i czymś w rodzaju pamięci Istnień Poszczególnych, od najmniejszych, może nawet nieskończenie małych cząstek elementarnych poczynając. Na tym pęknięciu, na tej zasadniczej metafizycznej niezgodzie na monizm, wszystko jedno, psychologistyczny, fizykalistyczny czy właściwy fenomenologom, polegać miała, przyznaje jednak w końcu P., cała oryginalność Witkiewicza, filozofa-malarza, dla którego czerwień i zieleń istniały równie dobrze, choć w inny sposób, jak on sam i wszystko w ogóle, co żyje własnym tajemniczym zżyciem człowieczym, ale także bydlęcym, a nawet owadzim, pajęczym, krabim i robaczym, aż po ostatniego wymoczka, ostatnią molekułę, atom, cząsteczkę. Zgoda. Ale czy to Witkacy był pęknięty? A nie cała epoka, w której przyszło mu żyć i umierać twarzą w twarz z Tajemnicą Istnienia, której religijna interpretacja, łagodzący, jak twierdził, plaster na zaropiałe rany ludzkości, była dla niego nie do przyjęcia i nie do ocalenia? Jeżeli zaś tak, to onże Witkacy nie tyle sam był pęknięty, co pęknięcie ujawniał, wykazując całą zadowoloną z siebie nicość modnych form jego klajstrowania. Powiedzieć to właśnie w tym ich Düsseldorfie i zakończyć zwróconym jednak i pomimo wszystko w przyszłość cytatem z jego ostatnich, szczęśliwie odnalezionych i teraz dopiero opublikowanych pism - Bo upadek jest, na to nie ma co zakrywać oczu: trzeba patrzeć prawdzie w jej wstrętny czasem pysk i starać się to nadrobić. No ale nie powiedziałem.
Coś się tam znowu nie złożyło. Notuję więc dla pamięci, może się jeszcze kiedyś przyda.
s. 441-443 |
Tadeusz Różewicz
Janusz Degler: Tadeusz Różewicz we wrześniu 1945 roku, będąc w Warszawie, zakupił na straganie w zrujnowanej bramie "Nowe formy w malarstwie" oraz obie powieści Witkacego. W ciągu nocy przeczytał "Nowe formy". Rankiem następnego dnia pojechał do Krakowa i zapisał się na historię sztuki na UJ. Przypominam Jego wiersz z 1961 roku: " Ślepa kiszka", w tomie: "Zielona róża. Kartoteka", PIW 1961. |
|
Ślepa kiszka
Metafizyka skonała
powiedział Witkacy
i odszedł
w nic
Optymiści
którzy go przetrwali
biegają z formą
z foremką
do robienia wierszy
z piasku
Oni wesołe wyrostki
robaczkowe
ślepej kiszki
Europy
(z tomu Zielona róża. Kartoteka, PIW 1961) |
Władysław Tatarkiewicz
Jan Gondowicz: Tatarkiewicz, lojalny przyjaciel, w trzecim tomie swej monumentalnej "Historii filozofii" wspomina Witkiewicza sześć razy w sposób pozwalający myślącemu czytelnikowi całkiem nieźle odtworzyć, o co Witkacemu szło. A dzieło Tatarkiewicza miało w latach PRL-u z pół miliona nakładu i przez 35 lat było lekturą obowiązkową na wszystkich fakultetach humanistycznych. |
|
Historia filozofii, tom 3:
* "Historyk nauki Sir W. Dampier pisał w 1930 r.: »Wygląda na to, jakby ostateczne granice wiedzy ludzkiej były blisko«. A przedtem jeszcze, w 1919 r., specjalnie o filozofii pisał St. I. Witkiewicz: »Jesteśmy w epoce, która może już sobie pozwolić na przybliżony bilans z przeszłości, ponieważ z b l i ż a m y się do negatywnych może, ale ostatecznych rozwiązań, w których nastąpi k r e s f i l o z o f i i w ogólnych zarysach na naszej planecie«."
* "Neopozytywizm – jak mu wypominał zwłaszcza S. I. Witkiewicz – programowo nie daje odpowiedzi na pytania dla człowieka właśnie najważniejsze i najciekawsze. W rzeczywistości zaś – w swym odłamie bardziej radykalnym – wypowiada się za mechanistyczno-materialistycznym poglądem, który jest w gruncie rzeczy metafizyczny."
* "Pojawił się również system o przeciwnej [wobec tomizmu] tendencji, naturalistyczny: autorem jego był Stanisław Ignacy Witkiewicz (1885-1939), malarz, dramaturg, powieściopisarz, teoretyk sztuki i literatury, obrońca najskrajniejszych, awangardowych, formalistycznych doktryn estetycznych, który w ostatnich latach życia poświęcił się filozofii. Jego ogólna teoria bytu była z jednej strony pluralistyczna, monadystyczna, a z drugiej materialistyczna. Rzeczywistość składała się wedle niej z monad materialnych, ale zbudowanych organicznie, zorganizowanych i zindywidualizowanych; toteż o budowie świata więcej mówi biologia niż fizyka (»Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia«, 1935)."
* "Michała Sobeskiego (1877-1939), profesora w Poznaniu, obrona obiektywnej metody w estetyce i, nie dokończona zresztą, »Filozofia sztuki«, 1917, mniej były typowe dla epoki niż studia o charakterze psychologicznym Segała, niż formalistyczna teoria sztuki Witkiewicza, niż pluralizm Chwistka, niż szczegółowe rozważania wychowańców szkoły warszawskiej i lwowskiej, Stanisława Ossowskiego, Mieczysława Wallisa i Leopolda Blausteina."
* "Nowym motywem było zerwanie w powieści i teatrze z z dogmatem, że pewnych rzeczy przedstawiać nie uchodzi; najbardziej znany przykład: »Ulisses« Joyce'a, 1922. Nowym motywem było też zerwanie z realizmem, przedstawianie świata w grotesce i deformacji: dadaiści robili to od r. 1917, teatr S. I. Witkiewicza od 1918. To wszystko nie było bez analogii w nowej filozofii."
* "W duchu epoki była też estetyka formalistyczna, którą sformułował Bell w Anglii, a Witkiewicz w Polsce. Obrońców miały biegunowo przeciwne stanowiska: z jednej strony ten skrajny formalizm, z drugiej skrajny emocjonalizm, jak teoria »czystej poezji« Brémonda." |
|
|
|
|
|
|
|
|