
Stanisław Wasylewski, Czterdzieści lat powodzenia. Przebieg mojego życia, przyg. do druku, przypisy i noty biograficzne Edward Kiernicki i Franciszek Pajączkowski, Ossolineum, Wrocław 1959

S.I. Witkiewicz, Portret Stanisława Wasylewskiego, 1929, repr. w: "Tęcza" 1930, zeszyt 2 z 11 stycznia, s. 15.

Stanisław Wasylewski, Kartka pocztowa do Olgi Wojakowej, (własność prywatna), repr. w: Listy II, wol. 1, s. 182.
Kartka z serii "Współcześni pisarze polscy". Dopisek Witkacego: wykończony przez Witkacjusza 24 XII 1938. Usta i policzki podkolorowane czerwoną kredką.
|
Stanisław Wasylewski (1885–1953) – prozaik, krytyk literacki i teatralny, edytor i tłumacz, autor wielu prac o dawnej kulturze i historii polskiej, m.in. U księżnej pani (Lwów 1917), Na dworze króla Stasia (Lwów–Kraków 1919), Romans prababki ( Lwów–Poznań 1920), O miłości romantycznej (Lwów–Poznań 1921), Klasztor i kobieta. Studium z dziejów kultury polskiej w średniowieczu (Lwów 1923), Portrety pań wytwornych. Czasy stanisławowskie (Lwów–Warszawa 1924). Warto zacytować prof. Adama Wiercińskiego, który pisarstwo i osobę Wasylewskiego stara się ocalić od zapomnienia: |
|
Pisał Stanisław Wasylewski dużo i zajmująco, niektórym wydawało się pewnie, że i z łatwością, że bez większego nakładu pracy powstawały rokokowe cacka znajdujące tylu wdzięcznych czytelników. […] Pod kopułą lwowskiego Ossolineum, gdzie w latach 1905–1910 przesiadywał często jako stypendysta i asystent Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, przyszły pisarz czytał zachłannie, szperał i zachwycał się drukami sprzed lat; to stamtąd wyniósł kapitał na późniejsze, jakże płodne literacko lata. Tam nauczył się szacunku dla źródeł, poznawał uroki zamierzchłej przeszłości, uczył się odczytywać wczorajsze znaki. […] Dzięki wiedzy, jaką posiadł, z taką swobodą, z takim znawstwem i wdziękiem będzie później odbywać podróże w czasie – do epoki stanisławowskiej, do początków XIX wieku, a nawet do średniowiecza, i podróże w przestrzeni; jak swobodnie poruszał się po Warszawie kilku epok, po Wielkopolsce jemu współczesnej i dziewiętnastowiecznej, po Śląsku jako historyk, etnograf i reporter, po Lwowie wreszcie, któremu tyle sercem pisanych stronic poświęcił. Wrażliwość językowa, imponujący słuch językowy, nie bez przyczyny ogłosi wybór felietonów, Na końcu języka (1930), jak przyzna: najpracowitszą chyba i najlepszą z moich książek, gawędę o językach, którymi mówi Polska. Pisał dużo i pięknie. Był mistrzem małych form: felietonu, szkicu literackiego, portretu, miniatury; cykle miniatur, felietonów i esejów, ułożone ze smakiem, łączył w cykle, całości w wycinkach. […] Umiejętność opowiadania łączył pisarz z erudycją. […] Wywodził się z Galicji Wschodniej, ze Stanisławowa, gdzie się urodził, ze Stryja, gdzie chodził do gimnazjum […] potem i gimnazjalny, i uniwersytecki Lwów, tam początki dziennikarskie i literackie, tam wreszcie niezwykła popularność; potem Poznań od 1927 roku do 1939, Lwów pod dwiema okupacjami w latach 1939–1944, Nowy Sącz, Kraków powojenny, tam rok więzienia za winy niepopełnione, i od 1947 do śmierci w 1953 – w Opolu. |
|
podrozdział 85: Witkacy maluje:
Witkacy (Stanisław Ignacy Witkiewicz) złożył mi wizytę na Dębcu (Bzowa 12) w czasie Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu w r. 1929. Sztuczne frazesy etykietalne przełamały się niebawem. Pokazałem mu tom Pamiętnika starającego się T. T. Jeża, wydany w latach osiemdziesiątych, a ilustrowany z humorem przez jego ojca, znakomitego krytyka i pisarza. Udało mi się zdobyć egzemplarz w przepysznej oprawie półskórkowej. Usłyszawszy, że otrzymuje go ode mnie w upominku, Witkacy, człowiek zresztą bardzo nierówny, rzucił od razu wszystkie tony. To było cenniejsze niż zamówienia portretowe, jakie mu z łatwością nastręczyłem. Cała rodzina Wegnerów skorzystała z okazji, przysparzając malarzowi dochodu. Na koniec poprosił, bym mu też posiedział do portretu. Usiłował załatwić się za jednym posiedzeniem. Nie wyszło z moją, niełatwą do uchwycenia gębą. Biedził się forsownie przez dobrą godzinę. Zagruntował szybko kreskami pastelowymi, machnął bryłę mej niesfornej czaszki i stop. Wybiegł do drugiego pokoju, zażył peyotlu, po powrocie silił się z większym zapałem, by wypichcić portret z rodzaju A, bo wówczas ambicjonował w malowaniu pięknych i łatwych wizerunków, jak objaśniał w katalożku swej wystawy w Poznaniu. Nic z tego. Po skończonej robocie ofiarował mi to oczywiście nie donoszone opus, widocznie ze mnie i z siebie niezadowolony. Nazajutrz spotykam Witkacego na ulicy. Rozpromienił się i gwałtem ciągnie do siebie, choć widno czasu nie miałem. Na chwilę, tylko na chwilę – zapewnia. Istotnie w jakieś dwadzieścia minut był gotów. Powstał nie portret A, ale doskonała karykatura z dominantą mojej długiej, zdeformowanej dowcipnie ręki. Teraz dopiero w błyskawicznym uchwycie mógł wyzyskać zdobycze wczorajszej, benedyktyńskiej pracy obserwacyjnej. Karykatura, świetnie podobna, była niejednokrotnie reprodukowana. Zdobi też książkę Bardzo przyjemne miasto. Oba utwory Witkacego miałem do wybuchu wojny. Mój famulus, ewakuując się w pośpiechu do Wronek, zabrał je również. Ale nie zadbała żona jego, Małecka, po wyjeździe męża na przymusowe roboty. Kolory obu pasteli znęciły progeniturę. Gdy po latach przybyłem do Ogartowa, gdzie ten Małecki siedział na kilkunastu hektarach, znalazłem tylko puste ramy. Były za to krówki i koniki dwa, niezawodnie ze sprzedaży naszych gratów i dobytku kupione.
Udanym portretem Witkacego typu A był portret mojej żony. Ujęta jako typ orientalny, starannie wystylizowana, efektowna, budziła dużo uznania, choć fotograficznej wierności jej brakło. I to dzieło sztuki padło ofiarą małych barbarzyńców we Wronkach.
Witkacy, zrośnięty tradycją domową z Tatrami, nie opuszczał zasadniczo zakopiańskich kątów, czując się w nich najmilej, choć wszystko czyniono, by mu je obrzydzić. To był wielki skandal. Syn odkrywcy Tatr i znakomitego twórcy stylu zakopiańskiego, nie mógł pokoju znaleźć w żadnym z dworków pobudowanych przez znakomitego Ojca! Kątem mieszkiwał u rozmaitych kumoszek. Łatwym lokatorem co prawda nie był. Zakopane palcem jednak nie ruszyło, by mu życie umilić. Miewał też swoje dyshumory, kiedy ludzi unikał, stroniąc nawet od najbliższych, np. Rafała Malczewskiego. Pech zdarzył, że za każdym później pobytem moim w sezonie zimowym w Tatrach Witkacy był albo nieobecny, albo… nieosiągalny.
|
A. Wierciński, Dyskretny erudyta (O pisarstwie Stanisława Wasylewskiego), wyd. drugie rozszerzone Opole 2018, s. 7–11. Na okładce drugiego wydania znajduje się portret Wasylewskiego, autorstwa Witkiewicza.
.Dębiec to nazwa osiedla od 1925 r. należącego do miasta Poznania. Wasylewscy mieszkali tam w piętrowej willi: „Fontanna w ogrodzie, duża weranda, cisza, spokój” – K. Kolińska, Zaginął bez wieści…, „Stolica” 1978, nr 11, s. 6.
.Zygmunt Miłkowski (1824–1915), publikujący pod pseud. Teodor Tomasz Jeż, współpracownik m.in. „Kłosów” i „Tygodnika Ilustrowanego” – z którymi był związany Witkiewicz ojciec, opublikował powieść Pamiętniki starającego się na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” w nrach 313–327 z 1865 r. oraz nrach 372–379 z 1866 r. Wg Wiesławy Albrecht-Szymanowskiej, autorki hasła Miłkowski Zygmunt w słowniku biograficznym i bibliologicznym Dawni pisarze polscy od początków piśmiennictwa do Młodej Polski (t. 3, Warszawa 2002, s. 54–57), powieść tę okrasił rysunkami Juliusz Kossak, a wydanie osobne (wraz z Komysznikiem. Obrazkiem z przeszłości) ukazało się dopiero w 1903 r. w Warszawie nakładem Gebethnera i Wolffa (następne wydania były już po II wojnie światowej).
Zapewne Wasylewskiego zawiodła pamięć i w 1929 r. wręczył Witkacemu powieść Dyplomacja szlachecka. Szkice z Poznańskiego, wydaną w Warszawie w 1885 r. jako odbitkę „Wędrowca” – z rysunkami Stanisława Witkiewicza ojca. Zob. egzemplarz w Śląskiej Bibliotece Cyfrowej: https://sbc.org.pl/Content/2870/!Dyplomacja%20Szlachecka.djvu [odsłona 25.10.2018]. Wydanie następne w ramach wyboru dzieł publikowanych w l. 1930–1931.
. Wegnerowie to rodzina znanego w całej Polsce księgarza, wydawcy, Rudolfa Wegnera (1877–1941), założyciela Wydawnictwa Polskiego R. Wegner (powstałe we Lwowie, w Poznaniu od 1920), które wydawało m.in. książki w serii „Biblioteka Laureatów Nobla”, redagowanej przez Wasylewskiego (ok. 80 tomów). Po wojnie oficyna działała na Zachodzie (jako oddział w Norymberdze, prowadzona przez Tomasza i Irenę z Wegnerów Rybotyckich, następnie w Londynie – także z wdową po Rudolfie, Wandą), a osobno w Poznaniu do 1950 r. – kiedy została zlikwidowana i przejęta przez PIW. Zob. A. Michalewska, Rudolf Wegner, hasło w: Słownik pracowników książki polskiej, Warszawa–Łódź 1972, s. 941–942 oraz tejże, Rybotycki Tomasz Kazimierz, hasło w: Słownik pracowników książki polskiej. Suplement II, pod. red. H. Tadeusiewicz, z udziałem B. Karkowskiego, Warszawa 2000, s. 135–136.
KDM nie odnotowuje portretów rodziny Rudolfa Wegnera, jednak pewnym śladem tych seansów może być podanie adresu domowego wydawcy Witkiewiczowi przez jego przyjaciela z Poznania, Stanisława Zawadzkiego (zob. jego list z 15 X 1929) – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 20: Listy do żony (1928–1931), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2015, s. 167 (na odwrocie Witkacy napisał do żony). W przypisie do listu informacja, że Witkacy chciał wydać u Wegnera dzieło o narkotykach, co (w świetle wspomnień Wasylewskiego) nie wyklucza portretowania.
KDM odnotowuje jednak portretowanie Wegnera, choć niezwiązanego raczej z rodziną Rudolfa, mianowicie Jana Wegnera (1909–1995), łowickiego nauczyciela, historyka, muzealnika, po II wojnie kuratora oddziału Muzeum Narodowego w Nieborowie i Arkadii. Reprodukcja portretu (T. B + d) ukazała się w „Głosie Plastyków” 1947, grudzień, s. 39 (zob. KDM, I 1009). O tym portrecie pisał Witkiewicz do żony 9 VIII 1929: „Dziś miałem 3 seanse. […] p. Wegner z Łowicza B + d za 100 zł, à discretion dał 60, 40 przyszle” – S. I. Witkiewicz, dz. cyt., s. 129. Okoliczności tego seansu – młodego studenta historii UW nie było stać na ceny „Firmy Portretowej”, ale Witkacy ponoć na rezygnację z jej usług odparł: „Chwileczkę, firmę stać na luksus” i wykonał portret z wyeksponowaniem niebieskich oczu Wegnera – przekazał Ziemowit Skibiński w tekście: Wspomnienie o Profesorze Janie Wegnerze, http://www.lowicz.eu/docs/others/z._skibinski_x_wspomnieni.pdf (odsłona 27.10.2018) – tamże, na końcu, kolorowa reprodukcja portretu.
. Peyotl – środek oszałamiająco-narkotyczny, otrzymywany z kaktusa rosnącego w Meksyku [przypis oryg. w książce – T.P.].
W istocie rok 1929 można uznać za pełen seansów peyotlowych u Witkacego, także podczas pobytu w Poznaniu i okolicach (seans peyotlowy odbył się chociażby w Ludwikowie u doktorostwa Staroniewiczów). Kalendarz Witkacego odnotowuje peyotl 28 VI 1929 r. (ale być może było to odebranie przesyłki z tym halucynogenem). Wspomnienie Wasylewskiego jednak o tyle jest nie do końca ścisłe, że Witkacy zażywał ten specyfik zwykle w obecności lekarzy i w charakterze eksperymentu. Co więcej, odnotowywał wszystkie specyfiki (w tym także kawę, herbatę etc.), które miały na niego wpływ, na wykonywanych portretach. Na portrecie Wasylewskiego odnotował tylko kawę (Cof).
. Zob. Wystawa obrazów Stanisława Ignacego Witkiewicza oraz Firmy Portretowej „S. I. Witkiewicz”, Poznań 25 VI – 22 VII 1929, Salon Wielkopolskiego Związku Artystów Plastyków, plac Wolności 14. Wstęp Stefana Szumana, 5 ilustracji cz.b. (109 pozycji: portrety i kompozycje). Katalog dostępny w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej, http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=316853&from=&dirids=1&ver_id=&lp=31&QI= (dostęp 27.10.2018).
. Witkacy pisał żonie 3/4 lipca 1929: „Dziś chciał[em] tel[efonować] o 4, ale Wasylewski na wyst[awę] przyszedł ze żoną i zaraz mógł pozować, i do mnie chójść, więc nie mogłem. Zaledwi skończył[em], a tu już czeka[m] na Lutosławs[kiego], którego Unrugi staszczyły” – S. I. Witkiewicz, dz. cyt., s. 116.
. Portret (KDM, poz. I 1001) był reprodukowany w w książce Wasylewskiego o Lwowie, Bardzo przyjemne miasto, Poznań [1929], a także w piśmie „Tęcza” 1930, zeszyt 2 z 11 stycznia, s. 15, oraz w Ł. Charewiczowa, Historiografia i miłośnictwo Lwowa, Lwów 1938, s. 171 (tam błędnie odnotowany jako rysunek węglem). W KDM, w bibliografii, nie jest odnotowana książka Wasylewskiego z 1929 r. We wspomnieniach pisarz pisał o tym portrecie: „Istniało jeszcze bozzetto [tu: szkic – T.P.] do tej karykatury, traktowane bardzo serio” - S. Wasylewski, Czterdzieści lat powodzenia, dz. cyt., s. 302.
. Famulus (z łac.) – poufały sługa artysty, literata, studenta etc. Za: M. Arcta słownik wyrazów obcych, wyd. 14, Warszawa 1935, s. 82.
. Wasylewski ślub ze Stanisławą z Nowackich, 1-voto Stamirowską (1898–1965), zawarł 8 listopada 1927 r. Małżeństwo przeniosło się wkrótce do Poznania.
. Witkacy podczas pobytu w Poznaniu wpisał się do sztambucha żony Wasylewskiego, wykonując dla ich córki, Joanny, rysunek, podpisany: „Joasia z żórawiem na nieznanej planecie obserwowana przez prof. Knesebecka” (sztambuch znajduje się w Dziale Rękopisów Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, sygn. 14802/I, s. 27; reprodukcja w: KDM, s. 8). Zob. tekst Jana Gondowicza m.in. o tym rysunku, publikowany w serii „Skok w bok” w dwutygodniku.com, pt. Trzy szpryngle, https://www.dwutygodnik.com/artykul/4751-skok-w-bok-trzy-szpryngle.html (odsłona 28.10.2018). Wasylewski wręczył żonie sztambuch w prezencie 15 maja 1929 r. „w dniu otwarcia PWK” – K. Kolińska, Zaginął bez wieści…, dz. cyt., s. 6 (artykuł o zaginięciu sztambucha po śmierci właścicielki, który na szczęście nie zaginął bezpowrotnie). |